Społecznicy czy urzędnicy?
W czasie kampanii wyborczej pojawiały się krytyczne opinie, co do pobierania przez radnych pieniędzy budżetowych, czyli tzw. diet. W podnoszonych w emocjonalnym tonie opiniach, odwoływano się do potrzeby powrotu do w pełni społecznego charakteru pełnienia tej funkcji, pewnie mając w pamięci czasy miniowe, kiedy to radni najczęściej na czas pełnienia obowiązków radnego delegowani przez zakłady pracy, pobierali symboliczne kwoty za swoją aktywność społeczną.
Czy społeczny charakter bycia radnym, mógłby znów powrócić, w innych dziś realiach ustrojowych, społecznych i gospodarczych..? Pełnienie funkcji radnego, jeśli chce się dobrze wypełnić wszystkie obowiązki bez wątpienia zabiera sporo czas i wiąże się pewnymi kosztami. Zadajmy wiec pytanie czy radni mogą i powinni pełnić tę funkcję społecznie? Wysokość diet jest różna, regulują jej wysokość ustawy państwowe i uchwały poszczególnych Rad. W zależności od pełnionej funkcji i wielkości jednostki samorządowej, mogą one wynosić od kilkuset złotych do kilku tysięcy złotych. W przypadku radnego bez funkcji jest to kwota najniższa dla danego szczebla samorządu. Wypłacana jest za konkretne posiedzenia komisji i udział w sesjach organu, albo w formie tzw ryczałtu, który intencjonalnie jest zwrotem kosztów pełnienia funkcji.
Najwyższa dieta wypłacana jest reguły przewodniczącym rad. W przypadku powiatu, takiej wielkości jak szydłowiecki, dieta ta może wynosić maksymalnie około 2600 złotych. Rada Powiatu Szydłowieckiego swoją uchwałą, ustaliła dietę przewodniczącego na poziomie nieco poniżej 80 % diety maksymalnej, czyli około 1900 złotych.
Celem odpowiedzi na postawione na wstępie pytanie przeanalizujmy jeszcze inny aspekt sprawy. Czy działając całkowicie społecznie zwykły mieszkaniec gminy czy powiatu, będzie skłonny uszczuplać swoje dochody, przez koszty powstające przy aktywnym wykonywaniu funkcji radnego?
Pełnienie mandatu radnego wymaga zainwestowania sporo czasu i energii. Radnemu w polskich realiach brakuje wsparcia w postaci ekspertów, doradców i personelu pomocniczego. Bardzo często zdany jest sam na siebie, a materia spraw jest coraz bardziej skomplikowana. Szczególnie jest trudno, gdy taki radny postawi się władzy wykonawczej: wójtowi, burmistrzowi, staroście, przy jednoczesnym braku wsparcia i zaplecza aktywnych struktur społecznych.
Dodatkowo w Polsce obowiązuje skomplikowana ordynacja wyborcza, promująca partie polityczne i duże komitety, szczególnie od poziomy powiatu. Utrudnia to dostęp do rad społeczników i osób nie mających silnego zaplecza organizacyjnego.
Czy w takim położeniu radnego, możliwy jest powrót do idei wykonywania tej misji całkowicie społecznie. W moim odczuciu utrudniłoby to jeszcze bardziej dostęp do tej funkcji osobom niezamożnym. Może wiec warto rozważyć inne rozwiązania, albo częściowe uzawodowienie radnych, przy kolejnym zmniejszeniu ich liczby (bez zwiększania kwot potrzebnych na utrzymanie rad). To rozwiązanie zawiera ryzyko dalszej alienacji radnych (będących w istocie urzędnikami), ze swego otoczenia i rozluźnienia ich więzi ze społeczeństwem.
W takim razie zastosujmy model odwrotny, zwiększenie liczby radnych, (także bez zwiększania kwot przeznaczonych w budżetach na ich utrzymanie). Zwiększenie liczby radnych przybliży ich do mieszkańców i utworzy sieci powiazań miedzy strukturami władzy a społeczeństwem.
Obecnie panuje taka oto sytuacja, że formalnie radni działają społecznie, a w istocie rzeczy są quasi urzędnikami. Pobierają diety, które mają być zwrotem kosztów, a de facto są dodatkowym niepodatkowanym uposażeniem. Wielu radnych diety zamiast do aktywności, motywują do tego aby siedzieć cicho, nie narażać się władzy i skrupulatnie wykorzystywać, tak lekko uzyskane pieniądze je na swoje potrzeby. Czarując wyborców, za każdym razem swoją samorządową niewinnością.
I chyba mają rację, bowiem wybory pokazują, że paradoksalnie nawet tacy radni promowani są przez wyborców kolejnymi latami w radach, które przybierają model nieco muzealny. Czas na zmiany, trzeba zacząć od ordynacji wyborczej, a następnie dokonać korekty ustrojowej samorządów ( realizując choćby postulat kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów), bo państwo nam się rozchwiało, także w samorządzie, tylko czy jest w Polsce siła, która to zrobi. Powszechnie marnowana jest wiedza i doświadczeni samorządowców, którzy nie dostali się do rad. Brakuje jakichkolwiek płaszczyzny dalszego ich społecznego działania po za składami rad, dla dobra lokalnej społeczności. I w tym przypadku, nie o diety chodzi..
Marek Sokołowski
Spodobał Ci się ten artykuł? Kliknij
Chcesz być informowany o najnowszych artykułach? Zasubskrybuj ten serwis
Lubisz szelest papieru? Wydrukuj ten artykuł
Artykuł wyświetlono 1959 razy
Dodaj Komentarz