Tagi:

Rok 1863. Chlewiska, Stefanków

O ile szydłowiecki epizod powstańczy związany jest z naczelnikiem wojennym województwa sandomierskiego płk. Marianem Langiwiczem, o tyle pobliskie Chlewiska, związane są jednym z najdzielniejszych dowódców powstańczych, Dionizym Czachowskim. Mianowanym w kwietniu 1863 roku pułkownikiem i naczelnikiem wojennym, a w październiku 1863 roku generałem.

W okolicach Szydłowca i Chlewisk Czachowski ze swoimi oddziałami pojawiał się kilkakrotnie. W niedzielę 22 maja odbył się uroczysty przemarsz z rozwiniętym sztandarem i patriotycznym śpiewem przez Chlewiska, po czym ruszono pod Szydłowiec, skąd załoga moskiewska od razu uciekła. Ponownie – 24 maja oddział Czachowskiego szedł traktem spod Piekła w kierunku Chlewisk, ale skręcił przed tą miejscowością w lasy i bezdrożami zawrócił ku wsi i hucie Furmanów. 27 i 28 maja Czachowski poruszał się znów w okolicach Przysuchy, Korytkowa, Mechlina, Goździkowa i Rusinowa. A 3 czerwca w Słupi Nadbrzeżnej wręczono wojewodzie sandomierskiemu - uroczyście w kościele nominację Rządu Narodowego na generała.

Dzięki pisarzowi sztabowemu Czachowskiego, Antoniemu Drążkiewiczowi, który odnotował cały przebieg walk swego dowódcy, pozostało nam świadectwo historyczne. Wydane we Lwowie w 1890 „Wspomnienia Czachowszczyka z roku 1863” tegoż autora zawierają m.in. szczegółowy opis bitwy pod Stefankowem.

Według relacji D. Czachowski prawdopodobnie spóźnił się 22.01. pod Szydłowiec. Dotarł do Szydłowca 23 stycznia i dołączył wraz z młodzieżą, do przybyłego spod Jedlni Narcyza Figiettiego i w raz nim udał się do obozu w Wąchocku, gdzie powitano obu jako zwycięzców. Pod koniec stycznia Łakiński zaczął formować duży oddział w lasach opoczyńskich. Wójt Gminy Chlewiska zobowiązany był do przysłania mu 30 osobowej grupy poborowych umundurowanych, zaprowiantowanych na 3 dni, do obowiązku sołtysów należało uzbrojenie ich w kosy ,piki, czy pałasze i zapewnić transport. Trudno powiedzieć czy wójt Kleczeński dopełnił tego obowiązku. Być może dla tego oddziału, wg informacji jednego z mieszkańców Stefankowa, w miejscowości tej kuto kosy. Oddział Łakińskiego - Wodzyńskiego przez kilka dni do 6 lutego zajmował Opoczno, potem bez większych walk uległ rozproszeniu. Do tego rozproszenia w głównej mierze przyczynili się właściciel Rzucowa Andrzej Krygier i Roman Kochanowski. Ten pierwszy bojąc się konsekwencji uciekł do Krakowa. Do kwietnia 1863 r. prawdopodobnie nic się szczególnego na Ziemi Chlewickiej nie wydarzyło, wtedy to mniej więcej zaczął działać intensywnie oddział żandarmerii Kazimierza Wiśniewskiego. W ciągu trzymiesięcznej działalności „ udało mu się”( wg Jadwigi Prendowskiej) powiesić 50 wrogów powstania w tym 6 kobiet oraz wielu ukarać chłostą. Obszar jego działania rozciągał się od Szydłowca poprzez Przysuchę aż do Gielniowa. Wiśniewski był cieślą i pochodził z Jastrzębia. Moskale jego żandarmów nazywali chyba słusznie? żandarmerią wieszającą. W dokumentach guberni radomskiej nie udało znaleźć potwierdzenia na tak dużą liczbę powieszonych przez Wiśniewskiego ludzi. 30 czerwca 1863 r.” dopadli” go w Mechlinie moskiewscy dragoni. Stojący na pikiecie Jan Krygier i Jan Jagielski ostrzegli kolegów strzałami, ale ci rozeszli się po wsi i nie mogli zorganizować wspólnej obrony. Wiśniewski wymachiwał białą koszulą na znak poddania. Część młodzieży jednak stanęła do walki, 6 lub 7 z nich zginęło. Jan Krygier był synem Macieja brata Andrzeja Krygiera i urodził się w Rzucowie(12.06.1847r), brak jednak wpisu w księdze chrztów.

Wiśniewskiego związanego i przywiązanego do wasąga dragoni wieźli przez Przysuchę, Borkowice, Smagów, Cukrówkę aż do Radomia. Na trasę przychodzili ludzie z innych miejscowości. Wiśniewski mówił …”moi bracia mnie odbiją. Został powieszony na rynku w Radomiu. Na oddział żandarmów naprowadził Moskali pewien były żołnierz, który został wybatożony. Widać „miękkie” serce nie popłaca. Wiśniewskiemu urodził się 25 września, syn pogrobowiec Kazimierz Władysław, jego chrzciny były także manifestacją narodową. Ojcem chrzestnym był proboszcz z Jastrzębia ,ks, Antoni Rychłowski (22.01 z kosą prowadził powstańców na Szydłowiec). Matką chrzestną była Helena Jasińska (żona kpt. Jasińskiego?). August Jasiński jeden z dowódców ataku na Szydłowiec, gdzie dostał się do niewoli i dnia 19.03.1863r. został powieszony w Radomiu. Największym wydarzeniem tamtego roku na terenie gminy Chlewiska była bitwa pod Stefankowem.

Czasami nazywana jest bitwą pod Skłobami, Skłobami i Stefankowem, Chlewiskami. W dniu 19.04. przybył do „Piekła” koło Niekłania oddział Czachowskiego i połączony z nim oddział Galicjan pod dowództwem mjr Andrzeja Łopackiego. Liczyły one razem ok. 750 osób. Pod Niekłaniem oczekiwało na nich 80 powstańców, z rozbitego oddziału Faustyna Grylińskiego. Następnie stawiły się oddziały płk Kononowicza w liczbie 550-650 osób i Jankowskiego w sile 250 postańców. Na koniec hucznie z małą orkiestrą przybyło pięknie wystrojonych 46 kawalerzystów Stamirowskiego zwanego Apollem Belwederskim. Prawdopodobnie w obozie obecny był także wspominany Wiśniewski ze swoimi żandarmami. Wywiad rosyjski oceniał siły Polaków na ok. 1500 ludzi.

Moskale zaplanowali koncentryczne uderzenie, w którym miało wziąć udział 3 pułki 7 dywizji gen Uszakowa. Sztab dywizji mieścił się Radomiu w Resursie Obywatelskiej. Z Piotrkowa Trybunalskiego wyruszyło 3 roty piechoty( rota ok. 200 żołnierzy) Połockiego Pułku z kozakami , przed nimi w Opocznie przebywał już oddział mjr Doniec Chmielnickiego z ww. pułku, złożony z 2 rot i 50 kozaków. Z Radomia wymaszerowało 3 roty Mohylewskiego Pułku wraz z kawalerią. Z Kielc wyruszyć miał płk Czengiery z 4(?) rotami i dragonami. Ponadto Rosjanie posiadali także kilka dział. Liczbą przewyższali siły powstańcze o 50%, mieli także przewagę w uzbrojeniu, wyszkoleniu i karności. Kononowicz, Jankowski, Stamirowski nie chcieli podporządkować się Czachowskiemu wojewodzie wojskowemu sandomierskiemu. Kawaleria powstańcza (ok.250 osób) mająca niewyszkolone konie do walki się nie nadawał, spełniała funkcje pomocnicze czyli zaopatrzeniowe, zwiadowcze, policyjne, pościgowe, wartownicze. Wojewoda Czachowski, musiał liczyć na w miarę doświadczonych swoich żołnierzy. Nie wiedział także jak w czasie bitwy zachowa się dobrze uzbrojony oddział złożony z galicyjskich ochotników.

Wywiad doniósł mu 21 kwietnia, w Przysusze przebywa rota Moskali. Chciał ją jeszcze zaatakować tego samego dnia, jednak d-ca jego doborowej kompanii kpt. Grzmot (Stanisław Dobrogoyski) i zapewnie szef sztabu mjr Władysław Eminowicz odradzili mu to. Bitwę zaplanowali na następny dzień. Do walki z Rosjanami wyznaczyli następujące siły: kompanię strzelców celnych kpt. Grzmota, II kompanię strzelców Galicjan d-ca kpt. Czesław Tabaczyński, dwie kompanie kosynierów, galicyjską dowodził kpt. Konstanty Olszewski a Dionizego Czachowskiego kpt. Edward Stawecki (kompanie liczyły od 90 do 100żołnierzy), kawalerię Tomasza Stamirowskiego ( 46 koni), bliżej nie określoną ale niewielką ilość kawalerzystów z różnych oddziałów razem ok. 450 powstańców. Naszych więc miało być 2 razy więcej niż Moskali. Nie podaję stopnia wojskowego Stamirowskiego, on sam mianował się pułkownikiem i przepasany był szarfą przysługującą temu stopniowi. Nie usłuchał polecenia Czchowskiego aby ją zdjął. Spodziewano się , że wkrótce nadejdzie wyrok skazujący go za dezercję i rabunki. Pułkownik Dionizy chciał go w „Piekle” rozstrzelać ale oficerowie poradzili mu aby w nadchodzącej bitwie „wystawił Apolla na odstrzał”.

Rosjanie noc spędzili w Żukowie, rano około godziny 4 wymaszerowali w kierunku Niekłania. Z drugiej strony było podobnie , mniej więcej o tej samej porze wyruszyli nasi z „Piekła”. Prawdopodobnie powstańcy poruszali się „szykiem Czachowskiego” czyli najpierw szpica konna czyli Apollo i pilnujący go ułan Gawroński, potem w odległości 200 – 300 kroków ½ kawalerii (cała Stamirowskiego?) następnie szpica strzelecka (6-8 osób), a za nią połowa strzelców (komp. Tabaczyńskiego) i ½ kosynierów (komp. Olszewskiego), tabory i za nimi w odwrotnej kolejności kosynierzy (komp. Staweckiego), strzelcy Dobrogoyskiego i konnica. Ponadto na boki wysłane były patrole kawaleryjskie. Kolumna liczyła ok. 2 kilometrów. Piechota maszerowała czwórkami. Ciężko ich było zaatakować w całości.

Moskale mieli lepszy zwiad. Kozacy będący za Stefankowem dostrzegli polskich jeźdźców, mogło to być kilkanaście minut przed godziną 7. Mjr Doniec Chmielnicki urządził na naszych zasadzkę. Rozstawił swoich sołdatów po prawej stronie drogi biegnącej do kopalni Czmacze (Antoniowa) na długości ok. 500 metrów licząc od Kozaków i taborów, ustawionych niedaleko od obecnego pomnika. Siły jego wynosiły ok. 300 piechurów i kilkudziesięciu konnych, czyli mniej niż Polaków ale była to nie 1 rota jak donosił nasz wywiad lecz 1,5 roty regularnego wojska i w zupełności wystarczało to do pokonania powstańców.

Stamirowski z Gawrońskim wjechali na jakieś 200 m w zasadzkę. Wtedy Apollo miał dostrzec Moskali i dość sprytnie zareagować, zaczął popisywać się umiejętnościami jeździeckimi, aby zyskać na czasie i cofnąć się do swoich, którzy podążali za nim ok. 200m. Ta historyjka nie musi być prawdziwa, chociaż wiele krążyło opowiadań o cwaniactwie tego watażki. Moskale sądząc po pułkownikowskiej szarfie, że może to sam Czachowski otworzyli do nich ogień. Stamirowski dostał postrzał w lewą rękę, Gawrońskiego kule ominęły. Galopują wydał swoim kompanom rozkaz do ucieczki, po kilku minutach porzucili konie i zaszyli się w lesie. Czachowski po usłyszeniu strzałów zaczął z środka kolumny przesuwać się do przodu. Po paru minutach stawił się przed nim kpt. Grzmot z gotowym planem walki. Tatku! albo Ojcze! tymi słowami zwrócił się do pułkownika …” daj rozkaz, aby dwie kompanie kosynierów, które tu nie będą potrzebne, poszły za mną. Moskale zrobili zasadzkę, a ja zaś ze swoją kompanią i kosynierami tyły im zabiorę, gdy ty ich tu zabawiać będziesz. Zwycięstwo pewne”… Czachowski plan zaakceptował. Dobrogoyski poprowadził je w kierunku zachodnim prostopadle do drogi, kompanie uszły 600 kroków i zatrzymały się. W tym czasie pułkownik z kilkoma oficerami oraz kompanią Tabaczyńskiego (od Łopackiego) zeszli na lewe pobocze drogi (patrząc od Stefankowa) i rozpoczęli ogień plutonami. Rosjanie odpowiedzieli ogniem rotowym czyli wszyscy strzelali jednocześnie (salwą) stojąc na środku drogi, ale gdy kilku z nich dosięgły powstańcze kule zaczęli chować się za drzewa. Cześć strzelców zajęła stanowiska blisko Moskali i strzelał do nich z odległości 60 kroków. Mieli szczęście, bo celowniki Rosjan nastawione były na 600 kroków więc kule przelatywały im nad głowami. Pierwszy, który padł z ich szeregów to olbrzymiego wzrostu Niemiec z Wiednia nie znający polskiego, wysunął się odważnie do przodu i ugodzony został jednocześnie w klatkę piersiową trzema pociskami. W powstaniu walczył od początku. Galicjanie w tej I fazie bitwy wystrzelili po ok. 10 pocisków, gdyż musieli oszczędzać amunicję, a ponadto przeciwnicy kryli się za sągami drewna.

Tymczasem Dobrogoyski nie próżnował, po oddaleniu się na te 600 kroków kompanie wykonały w prawo zwrot i zaczęły maszerować na północ równoległe do drogi przez ponad kilometr. Następnie rozwinął strzelców w 300 m tyralierę a za nimi 3 kroki ustawił w tyralierze kosynierów. Teraz wszyscy szli „na palcach” prostopadle do drogi, aż znaleźli się kilkanaście kroków za Moskalami. Grzmot idący w środku krzyknął –koledzy! Moskwa przed nami ognia! Jednocześnie on z pistoletu a pozostali z karabinów oddali salwę w plecy Moskali. Kosynierzy przebiegli przez luki między strzelcami. Jeśli żołnierz carski nie miał naładowanej broni to ciężko mu było walczyć karabinem z bagnetem przeciwko kosie. W ówczesnych warunkach żołnierz w ciągu minuty oddawał 2- 3 strzały. Tylko ci powstańcy ponownie nabijali broń, którzy nie mieli bagnetów, inni starli się z wrogiem w walce wręcz. Atak na tyły wroga nastąpił ok. godz. 8. Zaraz na początku dwaj kosynierzy zabili rosyjskiego oficera. W nagrodę po bitwie Czachowski ich ucałował, szeregowcowi dał kilkanaście rubli (dniówka robotnika wynosiła ½ rubla) a podchorążego Izydora Karlsbada ? (Żyda) awansował na oficera. Niestety po naszej stronie też ginie oficer kpt. Stanisław Dobrogoyski – Grzmot. Wrogów „poczęstował’ trzema kulami a przy czwartej pistolet nie wypalił. Przed sobą miał mierzącego do niego i urągającego mu od zdrajców carskiego podoficera. Kronikarz Drążkiewicz pisze, że rozpoznał go po głosie Moskal, który służył z Grzmotem w stacjonującym w Kielcach smoleńskim pułku. Nie musiało tak być, pod Stefankowem walczył połowski pułk ale Dobrogojski chodził w rosyjskim mundurze i używał rosyjskich komend, to go mogło „zgubić”. Podoficer wystrzelił celnie, kula trafiła w brodawkę prawej piersi i przeszyła go na wylot. Musiała lecieć po skosie i uszkodzić duże naczynia krwionośne, gdyż przy uderzeniu prostopadłym w prawą pierś śmierć nie mogła nastąpić tak szybko. Upadającego kapitana chwyciło dwóch strzelców on zaś szeptem powiedział …”Manowski tobie oddaję komendę”… Ratujący powstańcy rozpięli mu mundur, aby zatamować tryskającą krew wtedy wydobył fotografię panny P. z Kielc i umoczył ją we własnej krwi …” Koledzy! To jej na pamiątkę” … i przytrzymywany skonał.

Któryś z powstańców (chyba instynktownie) zdjął mu zegarek i wziął portfel, posądzono go o próbę kradzieży. Winę swą odkupił zgłaszając się na darmowego pomocnika przy wieszaniu jeńców w „Piekle”. Główny oprawca Wilk kasował 5 rubli od głowy. Strzelcy i kosynierzy widząc śmierć ukochanego dowódcy wpadli w szał. Drążkiewicz tak wspomina te chwile …”Mordowaliśmy wszystkich bez pardonu jak wilki wpadłe do dołu. Goniliśmy ich zawzięcie, a jako młodzi i lżej ubrani niczem do tego nieobładowani, dopędzaliśmy żywo i każdy swego upatrzonego słał trupem”… Nie każdego dogonili, część szczęśliwców uszła w las, inni wyskoczyli na drogę, ale tu ich przywitał Czachowski z Galicjanami. Wojewoda widząc, że niedługo po salwie żołnierzy Dobrogoyskiego Moskale przestali strzelać, galopując drogą poprowadził biegiem oddział Łopackiego do ataku, doszło do walki wręcz. Wrogowie byli twardzi dosłownie i w przenośni. Jan Król ( były leśnik) strzelił do stojącego pod sosną Moskala, kula przeszyła go na wskroś, pchnął go jeszcze bagnetem, a gdy podszedł do niego to ten chwycił Króla za gardło.

Innego jeszcze swojego towarzysza opisuje Józef Ożegalski ( z oddziału Łopackiego). Nazywał się Wilk (wcześniej wspominany), pijaczyna koronny. Tu pod Stefankowem pokazał swoją krwiożerczość. Ręce we krwi po pachy, na kolbie karabinu krew i resztki mózgu z włosami, wrogów pozbawiał życia dusząc ich bądź tłukąc kolbą po głowie no i oczywiście skrzętnie „ przetrząsał im kieszenie”. Z tym przetrząsaniem to było nieco inaczej. Rosjanie pieniądze trzymali w skórzanych woreczkach blisko pachwiny aby podczas snu nie okradli ich koledzy. Powstańcy więc martwym wbijali bagnet w spodnie i je rozcinali w poszukiwaniu tych woreczków. Kozacy z kolei chętnie szczególnie srebrne sztućce trzymali w kulbakach. Nie wszystkie ruble dostały się w prywatne ręce. Około 2 tyś. zasiliło kasę oddziału. Prawie połowa z nich to zasoby rosyjskiego felczera. Nie wiadomo w jaki sposób Czachowski we wrogach rozpoznał żołnierzy, którzy pacyfikowali Suchedniów, Wąchock, kiedy ci byli z innego pułku. Zakazał dawać pardonu, brać do niewoli (szczególnie szeregowców). Kosynierom dwa razy nie trzeba było powtarzać. Wiele ciał było rozrąbanych na kawałki (ćwiczyli uderzenia). Ponad 1/3 żołnierzy mjr Doniec Chmielnickiego do tej pory nie brała udziału w walce, a było około godziny 8.30. Żołnierze ci widząc przerażonych kolegów próbujących uciec z pola walki sami zaczęli rejterować. Pierwsi rzucili się do ucieczki Kozacy i załogi furgonów. Powstańcy otworzyli do nich ogień. Szczególną celnością popisał się 29 letni geometra z Radomia Włodzimierz Struski. Po jego strzałach ze sztucera „ jak z gruszki” spadali Moskale z furgonów. Po walce mógł uczciwie zapalić papierosa, gdyż kilka tygodni wcześniej złożył śluby, że tak długo nie będzie palić dopóki nie zabije przynajmniej jednego nieprzyjaciela. Niestety kilkanaście dni później sam zginął. W pogoń za uchodzącym nieprzyjacielem rzucili się strzelcy. W tym momencie do pościgu potrzebni byli się kawalerzyści. Wysłani przez Czachowskiego oficerowie niewielu ich znaleźli w dodatku trzęśli się bo po odgłosach walki sądzili, że Moskwa nas pobiła. Część kawalerzystów tłumaczyła później strzelcom swoją nieobecność koniecznością jak najszybszego udania się do obozu z radosną wiadomością o zwycięstwie. Póki co niewielkie grupki Rosjan i pojedynczy żołnierze uciekali w głąb lasu byle tylko gdzieś się skryć, tymi zajmowali się kosynierzy. Najwięcej jednak Moskali uciekało w kierunku Skłób i Stefankowa, bronili się najpierw wokół olbrzymich głazów a potem zabudowań przed atakującymi ich od czoła i z boków naszymi strzelcami. Powstańcy ścigali wroga w kierunku Stefankowa aż do mostu na rzece wpływającej do pobliskiego stawu. Most ten uciekający zerwali i kilkudziesięciu osobowa grupa „ścigana przez powstańców wzrokiem” zniknęła w rzucowskim lesie. Kompania Tabaczyńskiego zepchnęła przeciwnika w kierunku Skłób i mięli sporo pracy bo wieś duża. Moskale mieli się gdzie ukryć a nie było czasu aby przeszukiwać każde domostwo. Niemniej por. Aleksander Brukman we młynie u Stanisława(?) Barana natknął się na kpt. Nikiforowa d-cę 6 roty. Wchodząc do izby zobaczył wystającą spod pierzyny lufę pistoletu uskoczył, padł strzał na szczęście niecelny. Porucznik wskoczył na łóżko i kolanami przydusił Moskala. Miał ułatwione zadanie bo ten był ranny w rękę i nogę. Pomogli mu także jego żołnierze, którzy za nim weszli do młyna. Brukman ofuknął kobietę , która ukryła rosyjskiego kapitana. Była to chyba matka, a nie żona Barana. Nikiforowa wyprowadzono w samej bieliźnie na podwórze gdzie czekał na niego Czachowski. Nahajka pułkownika „poszła w ruch”, z zapamiętaniem bił po łysej głowie Moskala jako sprawcę rzezi w Suchedniowie i Wąchocku. Na Stanisława Nikiforowa z Radomia rząd wydał wyrok śmierci za zdradę kolegów i opuszczenie pod Miechowem oddziału . Wg mojej wiedzy wyrok ten był co najmniej pochopny. Ponadto ten Nikiforow złapany w Skłobach nie był tym, którego dotyczył wyrok, niemniej został powieszony w „Piekle”. Nie wiem jak mogło dojść do tej pomyłki bo Galicjanie mjr Andrzej Łopacki i kpt. Edward Stawecki dobrze znali właściwego skazańca gdyż razem z nimi dowodził atakiem na dworzec w Sosnowcu (07.02.1863r.). Tego właściwego dzielnego oficera z bólem serca rozstrzelał na Lubelszczyźnie płk Lelewel – Borelowski. Zabito także trzeciego człowieka niejakiego kpt. Rykowa, który też miał być Nikiforowem. No cóż, łatwo cywilnym urzędnikom szafować nie swoją krwią. Po schwytaniu kapitana Moskali bitwa dobiegła końca nie było jeszcze godziny 9.00. Trwała od 1,5 godz. do 1 godz. i 45 minut. Warto dodać że rannych w czasie walki „wyciągał spod ognia” i opatrywał felczer Antoś – Żyd z Warszawy. Po bitwie dopiero „oblatywał go strach” i szedł w krzaki , aby go odreagować. Posługi kapłańskiej udzielił im kapelan bernardyn o. Serafin Szulc.

Bitwa pod Stefankowem została wygrana przez powstańców, w dużej mierze dzięki strategii kpt. Stanisława Dobrogojskiego „GRZMOTA”. Jego nazwisko jest uwiecznione na pomniku , a grób znajduje się na cmentarzu w Niekłaniu.

Powstanie styczniowe było ostatnim zrywem narodowym przed odzyskaniem niepodległości w 1918 roku. Stoczono w nim razem 1229 bitew i potyczek, z tego 1026 w roku 1963, 202 w roku 1864 i jedną w kwietniu 1865 roku.


Dodaj Komentarz