Tagi:                                    

Najpierw program, potem wyborcy

Na ostatnim kongresie PIS odkrył całkowicie swoją strategię, którą z mniejszym, czy większym powodzeniem starał się realizować już od wyborów w 2005 roku. Otóż strategia ta zakładała nie tylko połknięcie przystawek, ale także zasadnicze przesunięcie do centrum, przy stałym pilnowaniu, aby nie odrodziła się żadna alternatywa polityczna po prawej stronie sceny politycznej.

Koncepcja zwrotu ku centrum zakładała także zakamuflowaną współpracę z SLD w zduszeniu poparcia społecznego dla Platformy. Ale zasadniczą treścią tego pomysłu było systematyczne przejmowanie programu swego głównego konkurenta. Tuż po wyborach w 2005 r .zrezygnowano natychmiast z realizacji własnego programu polityki zdrowotnej, zakładającej współfinansowanie z budżetu, na rzecz propozycji PO reprezentowanych przez ówczesnego ministra Religę. Później PIS przejmował platformerski program w polityce europejskiej negocjując traktat lizboński, ogłoszonego jako „wielki sukces”. Także storpedowanie przez Jarosława Kaczyńskiego konstytucyjnych poprawek o ochronie życia ludzkiego odbywało się przy cichej współpracy z Platformą. Zamiast realizacji własnego programu polityki budownictwa mieszkaniowego rząd PISu przyjął rozwiązania wspierające grupy kapitałowe, a nie obywateli pragnących nabyć własne mieszkania. W zakresie polityki gospodarczej próba realizacji własnego programu gospodarczego zakończyła się szybko zwolnieniem jego autora i nominacją na stanowisko ministra finansów i wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze, głównego eksperta ekonomicznego Platformy Zyty Gilowskiej. Gilowska z zapałem rozpoczęła wcielanie w życie programu Platformy poprzez różne działania prowadzące do obniżenia dochodów budżetowych, zwłaszcza na rzecz najzamożniejszych. Praktycznym wymiarem tego „uplatformienia” polityki gospodarczej stały się milionowe uposażenia i milionowe odprawy dla pisowskich nominatów w państwowych spółkach. Jednak w okresie rządu Kaczyńskiego liberalna twarz tej partii, jak pokazuje przykład chwalenia się ówczesnego premiera w Brukseli homoseksualistami we własnym rządzie, rezerwowana była wyłącznie dla zagranicy. Dlatego teraz ten „gospodarczy” zwrot dokonany na ostatnim kongresie , nie jest zjawiskiem nowym, choć do tej pory nie był społecznie zauważalny. To co jest nowe, to sytuacja kryzysu gospodarczego, przejęcie platformerskiego stylu „polityki miłości” i publiczne demonstrowanie tego zwrotu, który wcześniej był dość skrywany ze względu na obawę utraty prawicowych wyborców. Ta sytuacja oznacza jednak, że Kaczyński nie boi się już groźby powstania prawicowej alternatywy. A gdyby się wyłoniła, to zawsze jest w stanie uruchomić we własnej partii, jakieś pseudoprawicowe fantomy, które miałyby świadczyć przed opinią publiczną istnienie w Pisie „nurtu katolickiego i prawicowego”. Podobny mechanizm manipulacji miał miejsce w czasie uzupełniających wyborów senackich na Podkarpaciu, gdy powołano w tej partii specjalną grupę do spraw moratorium na wykonywanie aborcji, w skład której wchodził kandydat na senatora. Grupa ta po wygranych wyborach zmarła śmiercią naturalną. Natomiast zmiana stylu politycznego zachowania, to nauka z przegranych wyborów (co prawda ta nauka trwała trochę długo).Jarosław Kaczyński, wzorem Tuska postanowił zachowywać się w sposób miły , zrównoważony, merytoryczny. Jednym słowem siła spokoju to nowy pisowski wizerunek. W kąt poszły hasła walki z korupcją, z układem, postulat „taniego państwa”, a Zbigniew Ziobro w drodze łaski zostaje zesłany do Brukseli. Jedyne, co dziś różni Kaczyńskiego od Tuska to metoda walki z kryzysem. Kaczyński proponuje wzrost wydatków budżetowych, ale tylko dlatego, że jest w opozycji, bo doświadczenie wskazuje, że gdy znajdzie się u władzy, to w pełni przyswoi sobie platformerski program. Po za tym dziś już nic nie różni PISu od PO. W ten sposób, Kaczyński korzystając z kryzysu chce ucieleśnić w sobie i swojej partii wszystkie społeczne nadzieje, jakie parę lat temu pokładano w PO-PISie.Po przejęciu programu swego głównego „konkurenta”, czas na przejęcie jego wyborców, aż wreście i samej władzy. Ale czy ta wielka operacja programowo-medialna, jaka kryje się za strategią wizerunkową PISu się uda? Czy wyborcy mając do wyboru orginał i plagiat wybiorą plagiat, to tylko pokaże czas. Jedno jest jednak pewne, że tej strategii brakuje jednego, ale fundamentalnego czynnika – wiarygodności.

Marian Piłka


Dodaj Komentarz