Tagi: ,

Koniec PO-PIS-u?

Porażka w wyborach samorządowych PiSu, nie jest przyczyną, a jedynie objawem postępującego kryzysu tej partii . Jest on jakościowo inny, niż kryzysy poprzednie. Bowiem partia ta, podobnie jak i Platforma Obywatelska jest strukturą oligarchiczną, która sprawnie funkcjonuje dopóki jest partią władzy, bądź są realne nadziej na wygranie wyborów i zdobycie władzy. W tym modelu partyjnej organizacji jej członkowie są posłuszni własnym bossom, dopóki , kierownictwo zapewnia szanse na realizację podstawowego celu , jakim jest partycypacja we władzy.

Nie są to partie ideowe, dla których spoiwem jest wspólna wizja miejsca Polski we współczesnym świecie, i ważne jest realizowanie celów ideowych. Partie ideowe są w stanie przetrwać okresy dekoniunktury, gdy partie oligarchiczne bez nadziei na zdobycie władzy, rozpadają się.

Wyjście środowiska Marka Jurka z PiSu miało charakter sporu ideowego i miało miejsce w sytuacji sprawowania władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego. To był główny powód stosunkowo słabego odpływu członków tej partii do nowej formacji. Także utworzenie Polski XXI, później zwanej Polską Plus, pomijając fakt jego podłoża, jakim był spór o charakter przywództwa, miało miejsce, gdy PIS był silną opozycją postrzeganą jako alternatywa rządu Tuska. Brak ideowego komponentu tej secesji spowodował, iż inicjatywa ta w przeciwieństwie do Prawicy Rzeczpospolitej musiała umrzeć śmiercią naturalną.

Dziś mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. To nie tylko fakt, iż PIS jest po kilku istotnych klęskach wyborczych. Ważniejsze jest, iż wolta medialna Jarosława Kaczyńskiego, po relatywnie dużym sukcesie w czasie wyborów prezydenckich, doprowadziła nie tylko do całkowitego zmarnowana tego wyniku, ale dzięki wyrzuceniu obu posłanek w trakcie kampanii wyborczej do samorządu przyczynił się do spektakularnej klęski i narastającego przekonania, że to właśnie Jarosław Kaczyński jest osobiście odpowiedzialny za klęskę. Kaczyński przestał być przywódcą PIS, nie w sensie formalnym, ale rzeczywistym. Nie tylko nie jest u władzy, ale nie daje żadnych szans na jakikolwiek sukces. Co więcej stał się obciążeniem w kapani samorządowej. Przynajmniej w niektórych miastach kandydaci PISu bali się wizyty Kaczyńskiego, w obawie przed pogorszeniem się ich wyborczych notowań. Dla partii typu oligarchicznego, przywódca, który pogarsza szansę na wynik, jest usuwany, albo, jeżeli jest alternatywa, to członkowie i struktury przechodzą do alternatywy.

Oczywiście nie należy się spodziewać, przynajmniej z początku masowego przejścia parlamentarzystów. Jesteśmy na rok przed wyborami parlamentarnymi , i w takiej sytuacji w partiach oligarchicznych posłowie walczą o łaski swego bossa, aby znaleźć się na liście wyborczej i uzyskać na niej najlepsze miejsca. Wielu posłów będzie się łudziło, że odwrócą się tendencje sondażowe, że im się uda w wyborach uzyskać więcej głosów, niż kolegom z listy itp .Ale to nie zmienia sytuacji, radykalnego spadku społecznego poparcia dla tej formacji i że zdobytych mandatów po prostu dla wielu nie wystarczy. Należy się spodziewać także ruchów uprzedzających ze strony samego Kaczyńskiego, analogicznych do wyrzucenia obu posłanek. Kaczyński najprawdopodobniej nie dopuści do list wyborczych, tych posłów, których podejrzewa, że po kolejnej przegranej staną się zarzewiem kolejnego buntu. Ale będzie to miało miejsce dopiero przy tworzeniu list. Wcześniej sam prezes PIS-u będzie uspakajał zaniepokojonych posłów, w obawie przed nadmiernym przepływem do nowego ugrupowania.

Dziś naturalnym zapleczem nowej formacji stają się zfrustrowani samorządowcy, zarówno ci, którzy dzięki akcji wyrzucenia posłanek nie zostali wybrani, ale także i ci, którzy zostali wybrani i mają cztery lata czasu niezależności od pisowskiej machiny partyjnej. To na dole , najdynamiczniej będzie PIS ulegał dekompozycji. Dopiero w konsekwencji tych procesów oddolnych, można się spodziewać zdynamizowania ruchów na płaszczyźnie parlamentarnej.

Proces dekompozycji PIS-u wydaje się procesem nieodwracalnym, choć jego tempo może falować. Będzie to partia, która coraz więcej energii będzie poświęcała sprawom wewnętrznym, niezauważając, jak np. w przypadku trzeciej rocznicy powołania rządu Tuska, rzeczywistości zewnętrznej. Zabraknie energii na formułowanie, nawet propagandowej ,alternatywy dla rządu PO .Nie znaczy to, że jest już całkowicie bez szans na wejście do Sejmu, po następnych wyborach, bowiem ogromne środki finansowe stabilizują system partyjny i opóźniają naturalne procesy, ale to już nie będzie miało istotnego znaczenia.

Kryzys PIS-u, to nie tylko zmiana , po prawej stronie sceny politycznej, to przemeblowanie jej całej. Bowiem zarówno PiS, jak i PO są partiami bliźniaczymi. Obie są instytucjami oligarchicznymi, ale, co więcej obie żyją z wzajemnego konfliktu, z angażowania społecznych emocji we wzajemnym zwalczaniu się i w budowaniu negatywnego wizerunku własnego konkurenta i w pobudzaniu wzajemnych uprzedzeń i poczucia zagrożenia. W interesie obu tych partii leży wzmacnianie tego konfliktu i tym samym wzajemne dzielenie polskiego elektoratu. I dlatego nie należy się dziwić trudno skrywanego niepokoju wśród polityków Platformy głębokością kryzysu u swego konkurenta i możliwością pojawienia się bardziej racjonalnej, a tym samym trudniejszej do diabolizowania opozycji parlamentarnej. Co innego kłopoty politycznej konkurencji, a co innego możliwość jego faktycznego unicestwienia. Wtedy nie ma wroga, którego samo istnienie usprawiedliwiało polityczną bezczynność i napędzało wyborców przestraszonych możliwością dojścia jego do władzy . Porażka wyborcza Platformy ma swe źródło w powszechnym przekonaniu, że kryzys PISu czyni tą partię niezdolną do zdobycia władzy. Schyłek PISu uruchomia proces spadku poparcia także dla samej Platformy. Dlatego nie należy się dziwić zaniepokojeniu jakie inicjatywa Poncyliusza i towarzyszy wywołała w szeregach Platformy. Próba jej zdezawuowania (a jest za co), jest pośrednią formą wsparcia Kaczyńskiego i opanowania przez niego wewnętrznego kryzysu. PiS ma być słaby, ale musi istnieć, aby mobilizować platformerskie poparcie. To wynika z logiki i praktyki państwa PO-PiS.

Niemniej, nie wydaje się jednak możliwe całkowite zahamowanie procesów, które prowadzą do rozkruszenia obecnego zabetonowania polskiej sceny politycznej. Ważne jest, aby to rysujące się przesilenie polityczne nie skończyło się tylko na tzw przemeblowaniu sceny politycznej i rozkruszenia oligarchicznego systemu partyjnego PO-PiSu, wyjątkowo szkodliwego dla polskiego życia narodowego , niezdolnego do sprostania wyzwaniom przed którymi stoi nasz kraj. Incjatywa Poncyliusza i towarzyszy, choć jest młotem kruszącym szkodliwy dla Polski system, także nie jest adekwatną odpowiedzią na szanse i zagrożenia współczesnej Polski. Polsce potrzebne jest zbudowanie autentycznego przywództwa narodowego i kryzys PIS stwarza realne szanse na jego stworzenie. I taka może być narodowa korzyść z końca systemu PO-PiS na polskiej scenie politycznej.

Marian Piłka


Dodaj Komentarz