Tagi:                                    

Ministerstwo zdrowia i ...aborcji

Wielu ludzi, nie tylko wierzących, głęboko poruszyła sprawa ciąży 14 letniej dziewczyny z Lublina. Przez kilka dni wydawało się, że młodociana matka urodzi dziecko. Znalazły się nawet rodziny, które chciałyby je adoptować. Matka dziewczyny, jako prawny opiekun nieletniej córki, skazała jednak nienarodzone dziecko na śmierć. Podpierając się obowiązującym prawem, przez kilka dni była bardzo aktywna i co najtragiczniejsze w tym wszystkim, skuteczna - znalazła miejsce na zamordowanie swojego nienarodzonego wnuka. Trzeba z przerażeniem podkreślić, że utworzył się swoisty front popleczników tej zbrodni. Wprawdzie ciąża nie jest chorobą, ale „ktoś” doradził, aby udać się z tą sprawą nie do prokuratury czy do ministerstwa sprawiedliwości, które to urzędy w sposób szczególny są zobligowane do przestrzegania prawa, ale … do rzecznika praw pacjenta. I rzeczywiście tam znaleziono „zrozumienie i pomoc”. Ministerialni urzędnicy, czując przyzwolenie swoich rządowych decydentów zadziałali nad podziw sprawnie i szybko. Prawie natychmiast wskazano szpital, czyli swoistego „egzekutora” do wykonania aborcji, nomen omen, prawdopodobnie w Gdańsku. Ten pośpiech związany był z obłudną„troską” o to, aby przypadkiem nie złamać prawa! Otóż obecne prawo, uregulowane w „ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z dnia 7 stycznia 1993 r” stanowi, że wolno „legalnie zabić” dziecko, jeżeli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni! Gdyby więc ministerstwo chciało dokładnie przyjrzeć się sprawie, spytać się na przykład o zdanie ojca dziecka i jego prawnych opiekunów, mogłoby nie zdążyć z legalną aborcją i wtedy ….naraziłoby się na krytykę a nawet na zaskarżenie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Być może ministerstwo wolało uniknąć tych „nieprzyjemności” i stąd zgoda na zabicie nienarodzonego dziecka. W ministerstwo zdrowia pracuje wielu lekarzy, także na najwyższych stanowiskach. Każdy lekarz, otrzymując dyplom przyrzeka że będzie „służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu”. Czyżby fakt bycia jednocześnie funkcjonariuszem państwowym zwalniał lekarza z tej przysięgi? To bardzo smutne, że w cywilizowanych społeczeństwach są nadal ludzie, którzy zagłuszają swoje sumienia i nie chcą wiedzieć, czym jest zabicie nienarodzonego dziecka i jakie skutki zdrowotne i psychiczne niesie każda aborcja. Jakże naiwne jest tłumaczenie, że skoro dziś można legalnie, choć na szczęście tylko w kilku skrajnych przypadkach, zabić nienarodzone dziecko, to zobowiązani jesteśmy takiemu prawu się podporządkować! Dlaczego ministerstwo nie zauważyło, że niektóre szpitale i lekarze odmówili zgody na przeprowadzenie aborcji, a działają przecież pod rygorami tego samego prawa? Z ministerstwa nadal docierają do opinii publicznej aroganckie i cyniczne wypowiedzi: aborcję wykonano zgodnie z prawem, dziecko już nie żyje, urząd dopełnił rolę, nie mamy poczucia winy, sprawa skończona! Ponadto niektórzy ministerialni funkcjonariusze i urzędnicy, wtórują proaborcyjnym mediom i naigrywają się z tych, którzy próbowali ratować nieletnią matkę i dziecko w jej łonie, i nazywają ich starania tragikomedią! Czy naprawdę nikt nie ponosi odpowiedzialności za tę zbrodnię, a winne jest jedynie ułomne prawo ustanowione w 1993 roku? Jeżeli dla rządu wszystko jest „w porządku” to nazwijmy resort po prostu, adekwatnie do jego aktualnej „aktywności” - ministerstwem zdrowia i aborcji. Jan Rejczak


Dodaj Komentarz