Tagi:                                    

Dzisiaj lefebryści, jutro prawosławni

- Drugie dno i najgłębszy wymiar papieskiego działania wobec tradycjonalistów to religijna geopolityka - pisze specjalnie dla portalu Fronda.pl ojciec Guillaume de Tanoüarn. Środowiska tradycjonalistyczne są bardzo wdzięczne Benedyktowi XVI za wyciągnięcie do nich ręki. Papież postawił w centrum dialogu ekumenicznego - dialog między katolikami. Wydaje mi się, że jest to jeden z kluczowych punktów jego pontyfikatu. Bronią chrześcijan jest pokój. Papież Benedykt XVI jest papieżem pokoju, który chce, by ten pokój zapanował najpierw, i przede wszystkim, między katolikami. Benedykt XVI powiedział, co będzie robił. Dziś robi to, co powiedział. W sposób jednostronny, opierając się na liście bpa Bernarda Fellaya z 15 grudnia zeszłego roku i będącym aż do tej pory tajemnicą, papież z Niemiec, w geście o wielkim znaczeniu symbolicznym, zadecydował o zniesieniu ekskomuniki, którą dotknięci byli czterej biskupi nielegalnie wyświęceni w Ecône przez abp Marcelego Lefebvre'a. Mimo że papież, jako roztropny strateg Kościoła katolickiego, potrafił przygotować teren poprzez wszystkie rodzaje oświadczeń wygłaszanych przez ostatnie tygodnie, zaskoczenie jest ogromne. W dokumencie zredagowanym z największą precyzją, odważnie deklaruje, że sankcje nałożone przez jego poprzednika Jana Pawła II wobec czterech biskupów tradycjonalistów zostają zniesione bez zastrzeżeń.

Co to znaczy? Żeby to zrozumieć, trzeba się nieco cofnąć w czasie. Proszę się jednak nie obawiać, nie będę opowiadał historii katolicyzmu francuskiego, ani nie będę próbował tutaj mierzyć międzynarodowego znaczenia, jakie miała otwarta akcja oporu wobec Rzymu, w imię katolicyzmu najbardziej ortodoksyjnego, którą prowadził od końca soboru Watykańskiego II niejaki Marcel Lefebvre. Na ten temat są całe biblioteki!

Nie będę opowiadał tej historii dlatego, że dzisiaj, co by nie mówić, starania tradycjonalistów nie leżą u podstaw decyzji Benedykta XVI. Ojciec Święty wypowiedział się w tej sprawie jednostronnie. Biskup Bernard Fellay szef Bractwa Świętego Piusa X, spróbował wszystkiego, by opóźnić proces pojednawczy z Rzymem. Jednak we wrześniu 2008 roku ostatecznie się do niego włączył.

Dlaczego to zrobił? Chciał utrzymać na łonie Bractwa jedność, silnie już skompromitowaną przez ostre starcia między różnymi tendencjami, mniej lub bardziej prorzymskimi. W kontekście wewnętrznych spięć, szwajcarski Zwierzchnik Bractwa Świętego Piusa X, który zaczyna swój drugi 12-letni mandat na czele wspólnoty, dwa razy zadeklarował, że papież jest „liberalny", co w jego ustach znaczy, że papież Ratzinger ma poważną trudność powiedzenia o sobie, że jest „naprawdę katolicki". Wezwany na początku lipca 2008 roku przez kard. Castrillona Hoyosa, odpowiedzialnego w Rzymie za dialog z tradycjonalistami, biskup Fellay powtórzył jeszcze raz swoje oskarżenia. Manifestacyjnie zmienił ton we wrześniu. Okazało się, że bp Fellay, który zrobił swój pierwszy krok wobec Watykanu po raz pierwszy podczas wielkiej pielgrzymki do Rzymu w 2000 roku Jubileuszowym, przekonał do swoich intencji papieża Benedykta XVI.

Podczas pielgrzymki Bractwa do Lourdes pod koniec września 2008 roku w 150. Jubileuszowym roku Objawień, zaprosił wszystkich do modlitwy o pojednanie FSSPX z Rzymem. W sposób bardzo nowoczesny zaprosił obecnych wiernych, aby zobowiązali się odmówić milion różańców w tej intencji. Cel został z rozmachem przekroczony: strona internetowa FSSPX we Francji zebrała zapisy na milion siedemset tysięcy odmówionych różańców.

Był to znak masowego przystąpienia wiernych na otwarcie Benedykta XVI. Lecz bp Fellay, z pozostałymi odpowiedzialnymi z Bractwa, nie przestawał powtarzać, że zbliżenie nie oznacza żadnego kompromisu. W pierwszy weekend stycznia tego roku podczas kolokwium zorganizowanego przez Bractwo w gmachu Mutualité w Paryżu, uroczyście przekonywał o stanowczości wspólnoty założonej przez abp Lefebvre'a, która nie ugnie się przed Rzymem.

Nasuwa się więc pytanie, dlaczego Benedykt XVI, mimo dużej rezerwy Bractwa wobec jego działań, jednostronnie zadecydował o rozgrzeszeniu Bractwa Świętego Piusa X? Dlaczego „rozegrał" to jedynie z kilkoma kardynałami, których ma przy swoim boku? Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że decyzja o zniesieniu ekskomuniki wpisuje się w długotrwały scenariusz.

We wrześniu 2005 roku, kilka miesięcy po swoim wyborze, papież oskarża „to, co niektórzy niesłusznie nazywają duchem Soboru". Powód? Duch idzie za daleko. W każdym razie o wiele dalej niż litera. Papież apeluje do wszystkich katolików na świecie, by trzymali się litery Soboru.

Drugim symbolicznym gestem papieża wobec tradycjonalistów jest uregulowanie 8 września 2006 roku sytuacji pięciu księży wydalonych z Bractwa Świętego Piusa X (w tym mnie), którzy go o to poprosili i dla których tworzy Instytut Dobrego Pasterza, podlegający bezpośrednio Rzymowi. Dla biskupów francuskich był to skandal.

Zwierzchnik Kościoła się tym nie przejmuje. Działa dalej.

7 lipca 2007 roku, w „Motu proprio”, czyli w dokumencie, w którym wyraża swoją osobistą wolę, Benedykt XVI pozwala wszystkim księżom katolickim sprawować starą liturgię, przypominając, że w Kościele nigdy nie została ona zniesiona. Biskupi francuscy pokazali dużą rezerwę wobec tej decyzji.

Motu proprio przywraca Mszę łacińską do serca Kościoła rzymskiego. Jest to ogromny symbol!

Dekret podpisany 21 stycznia znoszący ekskomunikę nie jest więc gestem odizolowanym, który pozostaje bez perspektyw. Zapisuje się w ciąg wydarzeń, który mu daje szczególną siłę. Możemy być pewni, że papież nie zatrzyma się w połowie drogi.

Deklaracje biskupa Richarda Williamsona dotyczące zagłady Żydów w Europie – równie surrealistyczne, jak nieodpowiedzialne - nie są w stanie podważyć powodów, dla których Benedykt XVI chce doprowadzić do pojednania między katolikami. Postawa bpa Williamsona osłabia natomiast tych, którzy w Bractwie Świętego Piusa X sprzeciwiają się ugodzie proponowanej przez papieża. Jeden z głównych zwolenników "nie" wobec Benedykta XVI jest obecnie zdyskredytowany i odsunięty na margines przez swoje własne ekscesy i poprzez zadziwiającą lekkomyślność swojej wypowiedzi na temat "300 tysięcy Żydów, którzy zginęli podczas II wojny światowej".

Bp Wiliamson powiedział te słowa, by nie dopuścić do podpisania porozumienia między FSSPX a Rzymem. On nie chciał się na to porozumienie zgodzić. I kiedy zauważył, że jest w swojej postawie osamotniony – powiedział to, co powiedział. Wiele razy był publicznie przywoływany do porządku, gdy wypowiadał się w opozycji do chęci porozumienia z Rzymem. Wiedział, że w Szwecji ustawodawstwo nie jest surowe wobec tzw. „kłamstwa oświęcimskiego". Gdyby powiedział to we Francji, poszedłby za te słowa do więzienia.

Na szczęście bp Fellay zdyskredytował jego wypowiedź na ten temat, odciął się od niego i zaznaczył, że nie jest to postawa i poglądy prezentowane przez Bractwo. Trudno stwierdzić czy zrobił to z premedytacją, ale z pewnością bp Williamson jest trochę szalony, żyje w swoim świecie.

Znaczące jest jednak to, że w komunikacie opublikowanym po angielsku bp Williamson porzuca ostatecznie swoje - dobrze wszystkim znane - negatywne nastawienie do porozumienia z Rzymem i zgadza się z propozycjami Papieża.

Jakie są cele papieża? Jak wytłumaczyć jego wytrwałość? Wydaje mi się, że można zauważyć trzy różne perspektywy.

Po pierwsze, Benedykt XVI pragnie doprowadzić do szczęśliwego finału misję, wyznaczoną mu przez swego poprzednika Jan Pawła II, aby nie dopuścić do pogłębienia rozłamu z 1988 roku. Kardynałowi Ratzingerowi nie udało się wówczas ustalić warunków zgody z abp Lefebvrem. Oczywiste jest, że papież chce teraz doprowadzić do prawomocnego porozumienia w tej formie, żeby być w zgodzie z wolą swoich poprzedników.

Na tej ciernistej drodze, zniesienie ekskomunik to bardzo symboliczny początek. Oczywiście, czterech biskupów nie ma obecnie formalnego statusu prawnego, podobnie jak całe Bractwo Świętego Piusa X. Dla wszystkich jest jednak jasne dążenie do pojednania, które doprowadzi do powstania takiego statutu. Linii porozumienia nie kwestionuje biskup Bernard Fellay, deklarując w szwajcarskim dzienniku „Le Temps", że „ufa i wierzy w nieomylność Kościoła i sądzi, że uda się znaleźć prawdziwe rozwiązania”.

Po drugie, Benedykt XVI pragnie w dłuższej perspektywie przeprowadzić „reformę reformy" soborowej i potrzebuje do tego środowisk skupionych wokół Bractwa Św. Piusa X, przez które chce wpływać na biskupów i tworzyć podlegające bezpośrednio Watykanowi ośrodki tradycjonalistyczne. One zaś stworzą spokojną, ale skuteczną przeciwwagę do istniejącego obecnie monopolu soborowego rytu i soborowej teologii.

Trzecim i najbardziej ambitnym celem papieża jest jego polityka ekumeniczna wobec prawosławnych, którzy nigdy nie ukrywali, że uważnie śledzą sposób w jaki Benedykt XVI zamierza uregulować wewnętrzny spór wokół starej liturgii i jak postąpi z przywiązanymi do niej wiernymi Kościoła katolickiego. Objęcie przewodnictwa w Cerkwi przez Cyryla, zapowiada bardzo ważną rozgrywkę, która może rozegrać się na zdrowych, tradycyjnych podstawach czyli dialogu Kościoła rzymskiego z rosyjskim Kościołem prawosławnym dla zjednoczenia chrześcijan. Powszechnie bowiem wiadomo, że nowy patriarcha zrobi wszystko by wesprzeć wysiłki Benedykta XVI.

Drugie dno i najgłębszy wymiar papieskiego działania wobec tradycjonalistów to religijna geopolityka – porozumienie z tradycjonalistami stanowi prawdziwe laboratorium katolickiej jedności i ma stanowić wzór dla wszystkich, którzy w coraz bardziej materialistycznym świecie, propagują zjednoczenie uczniów Chrystusa, bez uprzedzeń i zakłamań.

O. Guillaume de Tanoüarn

Tłum. Magdalena Romaniuk. www.fronda.pl\


Dodaj Komentarz