Tagi: ,

Narodziny Czwartej Rzeszy

Za pomocą Unii Europejskiej Niemcy osiągnęły to, czego nie udało im się osiągnąć przy pomocy bomb i pocisków. Narodziny Czwartej Rzeszy

O ile sformułowanie „Rzesza” może budzić wśród wielu negatywne skojarzenia, o tyle jest ono zupełnie uzasadnione. „Reich” wyłania się jako mechanizm dokonywania niemieckiej polityki zagranicznej i gospodarczej. To tworzenie potęgi, z którą w Europie trudno jest konkurować, a która trzyma obecnie w swym ręku losy innych państw, w tym przede wszystkim Grecji. Nie bez przyczyny rekordy popularności bije w tej ostatniej plakat z wizerunkiem kanclerz Angeli Merkel ubranej w mundur nazistowskiego żołnierza. Jej patriotyzm bowiem kojarzy się Grekom z agresywnym patriotyzmem niegdysiejszych zaborców. Nic w tym zresztą dziwnego, bo o ile Hitler starał się podbić Europę przy pomocy oręża, o tyle współczesne Niemcy czynią dokładnie to samo, tyle że za pomocą innej broni, ekonomicznej. Nie będę rozważać na ile patriotyzm kanclerz Angeli Merkel jest spadkobiercą nacjonalizmu Adolfa Hitlera, imperializm niemiecki pozostaje jednak faktem, z którym trudno polemizować. Wystarczy przyjrzeć się wynikom ostatnich szczytów UE, żeby dojść do wniosku, iż niemiecka pętla na szyi Europy powoli aczkolwiek systematycznie się zaciska. To Niemcy wymuszają na krajach wspólnoty dokonywanie cięć budżetowych, które prowadzą do gwałtownego kurczenia się poszczególnych gospodarek, podczas gdy niemiecka w najlepsze się rozwija.

To Niemcy forsują uszczuplanie prerogatyw państw członkowskich UE, podczas gdy niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe pilnuje, aby kompetencje niemieckich władz nie zostały uszczuplone. Jeżeli do tego dodamy nierówne traktowanie wobec prawa przejawiające się m.in. tym, że Niemcom UE pozwoliła dofinansować stocznie, podczas gdy w innych krajach, w tym w Polsce tego zabroniła, wyłoni nam się obraz Unii Europejskiej jako ewoluującej w kierunku stania się niemieckim imperium, wspieranego wspólną walutą. To Niemcy, co należy z całą mocą podkreślić, najwięcej zyskują na funkcjonowaniu euro oraz rozwoju europejskiego kolektywizmu - ich eksport kwitnie, aspiracje zostają zaspokojone, pozycja rośnie w miarę rozprzestrzeniania się kryzysu, podobnie zresztą jak i potencjał gospodarczy. Problem w tym, iż waluta ta przechodzi obecnie poważne turbulencje, z których Unia Europejska może wyjść okrojona, ale za to skonsolidowana wokół Berlina. W takich krajach bowiem jak Wielka Brytania czy Holandia, narodowy indywidualizm bierze górę nad kontynentalną społeczną ideą kolektywizmu. W Hiszpanii, Włoszech, Irlandii i Portugalii ów indywidualizm powoli się rodzi wraz z pogarszaniem się sytuacji gospodarczej, a co za tym idzie również społecznej. W Polsce natomiast pod rządami proniemieckiej ekipy Donalda Tuska mamy do czynienia ze wspieraniem polityki kanclerz Angeli Merkel na całej linii. Rząd polski jest, jak sam mówi, zdeterminowany, aby przyjąć wspólną walutę, co będzie oznaczało wejście w orbitę niemieckich wpływów, jako że strefa walutowa sukcesywnie przekształca się w narzędzie niemieckiej dominacji. Można zaryzykować stwierdzenie, że w przyszłości ten, kto pozostanie w strefie walutowej, zgodzi się na ekonomiczną okupację niemiecką. Zupełnie dobrowolnie, bez jakiegokolwiek przymusu. Europa podzieli się na niezależne państwa narodowe oraz niemieckie „empire”, stworzone poprzez politykę wymuszania ustępstw w zamian za konkretne pieniądze w postaci pożyczek.