Tagi:                                    

Dekadencja

Wybory do parlamentu europejskiego, a szczególnie towarzysząca im kampania są znakiem szczególnej sytuacji psycho-kulturowej współczesnych Polaków. W tej kampanii nie było debaty na temat polskiej polityki europejskiej, naszego miejsca w Unii, czy też celów naszych dążeń. I nie chodzi też o to, że problematyka krajowa zdominowała problematykę europejską, ale o to, że kampania koncentrowała się wokół sporów pozornych, czy zupełnie nieistotnych.

Tematyka spotów reklamowych, telewizyjnych i radiowych dyskusji kandydatów, komentarze dziennikarzy, wszystko to robiło wrażenie, że mamy do czynienia nie z kształtowaniem przyszłości naszego miejsca w świecie, a jedynie z igrzyskami , których celem jest tylko dostarczenie rozrywki znudzonym wyborcom. Zaś dokonywanie wyboru abstrahowało zarówno od charakteru poglądów kandydatów i partii w kwestiach polityki europejskiej, jak i od dotychczasowych dokonań rzeczonych partii i ich nominatów. Wybory traktowane były jak swoisty mecz, w którym najważniejsze, kto wygra, a nie po co wygra. Na częściowe usprawiedliwienie tej postawy można powiedzieć jedynie, że główni zawodnicy w tych igrzyskach niewiele się różnią w kwestiach zasadniczych, które i tak przecież nie wzbudzały zainteresowania. Ale ten stan ducha i ten nastrój uwidaczniają niezwykle groźne zjawisko naszego narodowego etosu. Ten rzeczywisty brak zainteresowania przyszłością własnej wspólnoty i zredukowanie troski o dobro wspólne do poziomu trywialnej rozrywki, ukazuje głęboką dekadencję naszego narodu. Bo naród, jak niegdyś mówił Renan to ustawiczny plebiscyt, w którym zarówno codziennymi działaniami, jak i szczególnymi wyborami czy zrywami potwierdzamy naszą tożsamość i wykuwamy naszą przyszłość. Naród ze swej istoty żyje dla przyszłości. To dla niej kultywuje pamięć bohaterskich dokonań, pielęgnuje pamiątki przeszłości, wskazuje wzorce do naśladowania, ale przede wszystkim buduje przyszłość dla następnych generacji.. Naród w swej istocie żyje przyszłością tych, których kocha: swoich dzieci, wnuków i prawnuków. To w nich widzi swoją wieczność i wieczność najbliższych, którzy już odeszli. To miłość do najbliższych, nie tylko własnych dzieci, czy rodziny, ale tych wszystkich, którym zawdzięczamy to, czym jesteśmy, naszych poetów, bohaterów, twórców naszej państwowości, obrońców ojczystej ziemi, przyjaciół z którymi dzielimy nasze troski i radości, wreszcie wszystkich rodaków z którymi czujemy głęboką wspólnotę historii i współczesnego losu. To jest właśnie wspólnota, która najgłębiej kształtuje nasze poczucie zakorzenienia i tożsamości i wyzwala w nas potrzebę przynależności i współkształtowania razem jej przyszłości. Przynależność i chęć własnego udziału w kształtowaniu jej teraźniejszości i przyszłości to potrzeba nie tylko serca, ale także wyraz naszej samoakceptacji i dumy , tak potrzebnej do godnego i twórczego przeżywania naszej doczesności. I w tej kampanii znowu ujawniło się zjawisko, które jest już widoczne od dawna w naszym zbiorowym doświadczeniu. To osłabienie naszej tożsamości, a przede wszystkim osłabienie naszego poczucia wspólnotowej przynależności i potrzeby narodowego trwania i rozwoju. To co najbardziej uderza, to brak zainteresowania przyszłością naszej narodowej wspólnoty, jej miejsca w rodzinie europejskich narodów, prawie zupełna nieobecność ambicji jej współkształtowania i chęci własnego twórczego wkładu w jej rozwój. Na plan pierwszy wybija się ciasny „narodowy” egoizm. Hasła ”Postaw na Polskę” i „Więcej dla Polski”, są zasłona dymną nie tylko dla braku rzeczywistej chęci współkształtowani europejskiej rzeczywistości, ale maskują swoiście saskie samozadowolenie spełnienia się historii, samozadowolenie z sytuacji zwalniającej z wysiłku samodzielnego rozstrzygania przyszłości własnego losu w zamian za spełnienie najbardziej materialnych aspiracji. To rezygnacja z własnej podmiotowości, z bycia tym, czym ukształtowały nas pokolenia naszych przodków walczących o godne miejsce wśród innych narodów. Dziś z parweniuszowską butą domagamy się prawa do korzystania z materialnego dorobku innych, gotowi za nie płacić własną podmiotowością i rezygnacją z równorzędnego statusu z innymi narodami. Traktat lizboński degradujący naszą pozycję wśród narodów europejskich nie znalazł prawie żadnego sprzeciwu w tej „europejskiej” debacie, a poparcie dla tego traktatu stało się niejako testem politycznej „europejskości”. Tak rozumiana europejskość , jest nie tylko zaprzeczeniem Christianitas, kwintesencji kulturowych wartości naszego kontynentu, ale jest mechanizmem destruującym poczucie narodowej tożsamości i przynależności , a także państwowej suwerenności. Ten upadek narodowych aspiracji ma źródło głębsze, niż tylko wymiar polityczny. Jest widoczny przede wszystkim w wymiarze rodziny i postaw społecznych. Poczucie narodowej przynależności, to przede wszystkim troska o demograficzną kontynuację narodu . to we własnych dzieciach, w ich przyszłości i pomyślności najpełniej przejawia się i miłość do własnego narodu i duma z jego istnienia i rozwoju. To dzietność rodzin jest najważniejszym przejawem społecznego optymizmu i wiary w przyszłość. To dla nich chcemy budować bezpieczną przyszłości i warunki godnego i twórczego życia. To własne dzieci i wnuki wyznaczają w znacznej mierze sens naszego doczesnego bytowania. I naszych wysiłków. Gdy nie ma dzieci, gdy nie ma dla kogo żyć, wtedy załamuje się nie tylko sens indywidualnego istnienia, ale załamuje się sens istnienia wspólnoty, sens trwania narodu. Gdy znika życiowy cel zapewnienia przyszłości własnych dzieci, gdy ich dobro przestaje wyznaczać cel naszych działań, wówczas załamuje się życie społeczne i narodowe. A problemy rzeczywiste, problemy przyszłości naszych rodzin, i całego narodu zostają zastąpione przez problemy pozorne i trzeciorzędne. Wówczas politykę zastępują igrzyska , a pustkę życia przygłusza ideologia użycia. Nie przyszłość, ale teraźniejszość staje się celem życia. Ale życie bez celów wyznaczanych przez przyszłość jest życiem pozornym. Można je do czasu wypełniać różnym ersatzami, ale nie można odnaleźć ani szczęścia jakie daje spełnienie rodzicielskie, ani odnaleźć sens życia, który zawsze w swej istocie przekracza doczesny wymiar bytowania. Tymczasem mamy do czynienia z najgłębszą w naszej historii zapaścią demograficzną, zagrażającą samej kontynuacji narodowej wspólnoty. To najbardziej charakterystyczny przejaw głębokiego społecznego pesymizmu, poczucia braku potrzeby życia dla innych i zachwianie potrzeby przynależności będącej konstytutywną cechą człowieczeństwa. To degradacja własnego człowieczeństwa. Bo rozwój własnego człowieczeństwa jest niemożliwy bez wspólnoty i sens życia może być odnajdywany tylko we wspólnocie. Sprzeciw wobec więzi społecznej to nie przejaw indywidualizmu, ale niszczącego i wspólnotę i jednostkę, egoizmu. Indywidualizm jest to bowiem wysiłek twórczego wkładu w rozwój wspólnoty, to wzmacnianie i poszerzanie jej doświadczenia o nowe wartości i poszerzanie jej perspektywy postrzegania samej siebie , a nie odwrócenie się plecami od jej losu. Taka postawa w wymiarze masowym, to raczej przejaw egoistycznej stadności, niż jakiegokolwiek twórczej postawy. Źródeł tego stanu społecznego należy szukać w sytuacji duchowej współczesnej Polski, głęboko zranionej doświadczeniem komunizmu i manowcach współczesnej kultury, która odwołuje się do najniższych ludzkich instynktów. Komunizm nie tylko zniszczył tkankę społeczną i „przemielił” wszystkie społeczne struktury. Dokonał on głębokiej degradacji polskiego człowieczeństwa. Nie zniszczył wiary będącej ostatnią deską ratunku przed jego nihilizmem, ale zdegradował i upodlił całe życie społeczne i narodowe, dezintegrując częściowo także życie duchowe. Z komunizmu wyszliśmy głęboko okaleczeni, nie tylko w wymiarze ekonomicznym, czy społecznym, ale i duchowym. Katolicyzm uratował nas przed totalnym duchowym zniszczeniem, ale to nie znaczy, iż sam nie uległ w społecznym wymiarze wykoślawieniu. Masowe zabijanie nienarodzonych dzieci i sprzeciw wobec prawnej ich ochrony ujawnił poziom zdeprawowania moralnego i intelektualnego polskiego społeczeństwa. Tak zdeprawowane moralnie i intelektualnie zakompleksione społeczeństwo, o zniszczonej strukturze społecznej i nieposiadające elity narodowej wyniszczonej w czasie komunizmu zostało skonfrontowane z postmodernistyczną kulturą masową odwołującą się do najniższych ludzkich instynktów. Zakwestionowanie obiektywizmu prawdy i racjonalności świata wraz z apologią egoistycznie rozumianą wolnością stworzyło „intelektualne” kategorie , będące barierą w rozpoznaniu własnej narodowej kondycji. To właśnie ten model współczesnej „kultury”, czy raczej należałoby powiedzieć antykultury staje się wyznacznikiem współczesnej polskiej samoświadomości pogłębiającej jeszcze bardziej zagubienie polskiego etosu i skierowującego go na fałszywe tory. Postmodernistyczna „kultura” neguje zarówno racjonalność, jak i celowość społecznej rzeczywistości. Kwestionuje sens istnienia dobra wspólnego i tym samym neguje potrzebę debaty publicznej. Polityka w tradycyjnym znaczeniu przestaje istnieć, a patriotyzm zostaje uznany za barierę przed „samorealizacją”, wykorzenionego społeczeństwa. W ten sposób polityka zostaje zastąpiona przez igrzyska. Ten stan społecznej świadomości jest największym zagrożeniem dla naszej przyszłości. Jest to bowiem stan intelektualnego i moralnego upadku narodu niezdolnego do rozpoznania wyzwań i zagrożeń .Znajdują się one bowiem poza polem zainteresowania opinii publicznej. Zarówno zapaść demograficzna, zagrożenie dechrystianizacji współczesnej Europy, miejsce Polski w Unii czy kwestia unarodowienia polskiego kapitalizmu nie są przedmiotem zainteresowania w debacie publicznej. W polskiej historii mieliśmy takie okresy zupełnej dekadencji, charakteryzującej się nie tylko upadkiem naszych narodowych aspiracji, ale także niezdolnością do rozpoznania naszej narodowej kondycji. Cechował je także wysoki stopień samozadowolenia z istniejącej geopolitycznej sytuacji i przekonanie o niezagrożonej koniunkturze politycznej niewymagającej narodowego wysiłku. A saski nierząd zyskał ówczesnej dynastii miano najpopularniejszych władców I Rzeczpospolitej. Cóż popularność, także dziś, jest w Polsce wyrazem rządowej bezczynności. i bezmyślności. Kulturowa i moralna dekadencja jest dziś głównym zagrożeniem przyszłości Polski. Słabe narody nie mają przyjaciół, a na przyszłości naszego narodu nie zależy nikomu, chyba, że nam samym. Ale naród, który nie dba o swoją przyszłość, nie będzie jej miał. Dlatego przezwyciężenie tej dekadencji jest dziś głównym narodowym wyzwaniem. Bez intelektualnego i moralnego odrodzenia, bez odbudowy narodowych elit, bez przywrócenia racjonalności polskiej kulturze i kategorii dobra wspólnego w polityce, nie będziemy w stanie nie tylko odpowiedzieć na wyzwania współczesności, ale nie będziemy w stanie tych wyzwań zdefiniować. Dlatego odrodzenie polityki polskiej, przywrócenie jej powagi wymaga aktywności przekraczającej wąsko rozumianą sferę polityki. Wymaga przede wszystkim przywrócenie społecznej świadomości sacrum. „Nie będziesz miał bogów cudzych…” jest kamieniem węgielnym przywracającym światu sens istnienia nie tylko w indywidualnym, ale i narodowym i społecznym wymiarze, przywracającym racjonalność i intelektualną zdolność widzenia rzeczywistości takiej, jaką ona jest.. Jest przywróconą miarą kultury i zdolnością do rozpoznawania rzeczywistości. Jest wreszcie gwarancją odzyskania narodowej samoświadomości i odnalezienia się we współczesnym świecie.

Marian Piłka