Tagi:                                    

Stan wojenny – zacieranie pamięci?

13 grudnia 1981 roku był pierwszym dniem stanu wojennego. Ale już wcześniej, przed północą, w mroźną sobotę 12 grudnia rozpoczęły się aresztowania i internowania. Ich ofiarą padły dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi. Milicja, ormowcy i w zasadzie cały aparat służby bezpieczeństwa z komunistycznymi aktywistami włącznie, wspomagani przez wojsko, ze wściekłością i nienawiścią likwidowali Solidarność i jej członków. Represje dotknęły miliony Polaków. Ludziom zabroniono opuszczania miejsca zamieszkania, zmilitaryzowano wiele instytucji i zakładów pracy, wyłączono telefony, zawieszono działalność nawet Klubów Inteligencji Katolickiej. Ocenzurowano korespondencję, wstrzymano wydawanie prasy, zamknięto granice państwa. Były setki ofiar, także śmiertelnych. Od tamtych pamiętnych dni mija już 26 lat. Wyrosły nowe pokolenia Polaków. Nie tylko historycy zauważają, że znaczna część społeczeństwa, a szczególnie młodzież nie interesuje się wydarzeniami sprzed ponad ćwierć wieku. Bagatelizuje się też ogrom zniszczeń i zbrodni, których dopuszczono się wówczas w naszej Ojczyźnie. Główni autorzy i zarazem zbrodniarze stanu wojennego do dziś zachowali oficerskie stopnie i generalskie szlify. Korzystają z licznych kombatanckich przywilejów i wysokich emerytur. Jakże inaczej wygląda sytuacja ofiar stanu wojennego i ich rodzin. Na Ziemi Radomskiej, wielu byłych internowanych żyje i to nie z własnej winy, w wielkim ubóstwie. Są schorowani i często rozgoryczeni. Czy na przykład zdajemy sobie sprawę z tego, że wielu osobom, wyrzucanym wówczas za działalność związkową w stanie wojennym z pracy, przez lata nie pozwalano podjąć żadnego zatrudnienia? Wielu z nich zmuszono też do opuszczenia Polski, wyjechali na emigrację. Niektórzy z tych którzy pozostali nie powrócili już do własnych zawodów, musieli nauczyć się innych zawodów, gorzej płatnych. Dziś najczęściej są już w wieku podeszłym, ubiegają się o emerytury. I tu zaczynają się ich kolejne, upokarzające wręcz problemy. Otóż muszą oni w kilku urzędach prosić się o to, aby okres represji i przymusowego bezrobocia zaliczyć im do stażu pracy. Funkcjonariusze komunistycznego aparatu takich kłopotów nie znają. To jest naprawdę chichot historii, swoisty triumf kata nad ofiarą. Takie bolesne, nawet cyniczne zacieranie narodowej pamięci trzeba koniecznie zatrzymać! W tym kontekście bardzo zaniepokoiła i zasmuciła mnie wypowiedź łódzkiego opozycjonisty, znanego posła, że „to stalinizm był największym złem, a nie stan wojenny”. Jako jedna z ofiar stanu wojennego, także internowany, mam prawo uważać, że każda zbrodnia jest potwornym złem, i zarówno ta z okresu stalinizmu i ta z okresu stanu wojennego. Zresztą, nie wolno tego nie zauważać, że często zbrodniarzami w tych obu okresach komunistycznej dyktatury były te same osoby, tylko w tym drugim były one bardziej doświadczone i wyrafinowane w zbrodniczym fachu. Jan Rejczak